Miguel Angel Pla - "Korzenie i zasady tanga"

Reguły ustanowione stosowaniem.

Jeżeli poza powierzchownym poznawaniem zasad, w poszukiwaniu lepszego zrozumienia, próbujecie też zgłębić się w nasze korzenie i kulturalne dziedzictwo, moja wdzięczność dla Was wzrasta bezgranicznie.

Piszę te kilka słów, ponieważ jestem jednym z tych, którzy cierpią na tę samą "dolegliwość": miłość do Tanga. Kieruję się przy tym szczerą intencją - chcę się po prostu podzielić moją kulturą, myślami, doświadczeniem.

Tańczyć Tango jest łatwo, ale tańczyć je dobrze -bardzo trudno. Wymaga to wielkiej cierpliwości.

Na szczęście Tango będzie z nami przez resztę życia, więc bierzcie proszę, wszystkie moje słowa bardzo osobiście - to moja kolejna intencja.

STYLE TANGA

Z mojej perspektywy wydaje się, że istnieje pewne pomieszanie w opisie i rozróżnieniu stylów i chciałbym to jakoś uporządkować.

Pamiętajcie, że ludzie, którzy stali się pasjonatami Tango, zwykle próbują pomóc innym zrozumieć ten taniec.

Powinni jednak wiedzieć, że jest to częsta pokusa, jednak w rzeczywistości wszystko, co wiedzą o Tangu i co chcą przekazać innym, zawsze będzie zdeterminowane wpływem kultury, w jakiej zostali wychowani.

Na początku chciałbym napisać kilka słów o naszym argentyńskim (i latynoskim) rozumieniu pojęcia "Tango". Używamy go, aby opisać uczucie i pojawiającą się potrzebę jego wyrażenia.

Na przykład mówimy: "idę potańczyć Tango dziś wieczorem", "mój dziadek był znanym tancerzem Tanga", "Tango jest ważną częścią mojego życia". Takie uczucie może pojawić się, gdy uważnie słuchamy słów jakiegoś wyjątkowego utworu tangowego. Tak samo będzie czuł jego nastrój i przesłanie Hiszpan , Kolumbijczyk, Wenezuelczyk lub Urugwajczyk.

Nazwa dla takiego rodzaju słów i muzyki oraz rodzącego się pod ich wpływem uczucia to właśnie Tango.

W krajach o innych korzeniach kulturowych sprawy, które są jednoznaczne dla Latynosa ujmujecie często w nieco komplikujący sposób. Używacie określenia "Tango Argentyńskie" podczas gdy dla nas ma to mniej więcej taki sam wydźwięk jak określenie: "dokuczliwy ból głowy" ( wystarczy "ból", bo wiadomo, że "przyjazny ból głowy" nie istnieje).

Nawet jeżeli naciskacie, żeby znaleźć określenie dokładniejsze, bardziej opisowe, to powiemy: "Tango z rejonu Rio de la Plata" lub "Tango argentyńsko - urugwajskie". Właśnie tam, a nie tylko w Argentynie, przed około 150 laty narodził się ten taniec.

Próbując zrozumieć Waszą kulturę odnoszę wrażenie, że prawdopodobnie zawsze istniała potrzeba rozróżnienia Tangoa tańczonego w Argentynie od standardowego tańca towarzyskiego o tej samej nazwie. Dobrze żebyście zdawali sobie sprawę, że dla Latynosa taka potrzeba nie istnieje.

Niedźwiedź Grizzly zawsze będzie niedźwiedziem Grizzly. Nie ważne czy z Kanady, USA, Hiszpanii czy Francji. Oczywiście możemy powiedzieć: "niedźwiedź Grizzly z Kanady", ale nie: kanadyjski. Oznaczałoby to, że mamy na myśli wszystkie rodzaje niedźwiedzi żyjących w Kanadzie (a są tam również czarne, białe itp.).

A wracając do stylów Tanga, to w zasadzie rozróżniamy tylko: Canyengue, Salon i Fantasia.

W czasach, kiedy pojawił się rock and roll (lata 50.) powstały także nowe odmiany Tanga, takie jak Petitero (przemianowany obecnie na Milonguero), Estilo del Centro i wreszcie popularne Tango Nuevo. Wystarczy zajrzeć do Internetu aby znaleźć wiele innych nazw pretendujących do określenia "nowy styl".

Jak już wspominałem wielu entuzjastycznie nastawionych tangueros przekazuje informacje, które wywołują efekt przeciwny do zamierzonego.

Są bardziej przeszkodą i barierą niż pomocą.

Innymi słowy "styl nowojorski" nie istnieje. Poprawnie powinno się powiedzieć, że jest to sposób, w jaki nowojorczycy tańczą Tango, lub też sposób, w jaki obchodzą się z Tangiem w Nowym Jorku.

Dokładnie tak samo jest z językami. Możesz stwierdzić, że ktoś ma teksański lub amerykański akcent, ale nie możesz powiedzieć, że ten akcent kreuje nową formę języka angielskiego.

TANGO BABEL

Jeden z fragmentów Biblii opowiada o tym, jak to dawno temu ludzie kierujący się arogancją, postanowili zbudować wieżę sięgającą nieba. Runęła ona jednak za sprawą boskiego gniewu i na zawsze utraciliśmy zdolność porozumiewania się wspólnym i zrozumiałym dla wszystkich językiem. Zapanował chaos.

Podobny efekt możemy zauważyć w Tangu. Z takich lub innych względów, w tym samym czasie, ludzie uczą się kombinacji wielu stylów (np.: Canyenque, Salon, Milonguero, Nuevo). Dodatkowo, nauka wzbogacana jest elementami różnych wariantów figur, przeznaczonych wyłącznie do pokazów scenicznych.

Brak spójnej metodyki nauczania sprawia, że w konsekwencji ludzie tańczą na parkietach dokładnie to, czego się nauczyli.

Jeżeli zaczynamy uczyć się języków w taki sposób, aby hiszpańskiemu poświęcić 2 miesiące, japońskiemu 4, katalońskiemu 1,5 - to nie powinniśmy mieć złudzeń, że podczas podróży po świecie uda nam się swobodnie porozumieć.

Innymi słowy: tracimy często czas i energię stając się w swoim mniemaniu "mistrzami" czegoś, co tworzy zbitek przypadkowych kroków i figur.

Nieszczęśliwie się składa, że ludzie zaczynający tańczyć, nie są w stanie odróżniać stylów Tanga. Sami nie mogą więc podjąć decyzji, w którym z nich będą czuć się najlepiej. Powinni jednak przynajmniej być uczciwie informowani, że są uczeni mieszanki stylów, i że większości z tych efektownych, pokazowych figur nie będą mogli wykonywać na zatłoczonym parkiecie.

Nie sposób określić jak dużo czasu zabiera ludziom dokonanie najrozsądniejszego wyboru. Nie sposób też zgadywać czy okaże się on ostatecznie wyborem najlepszym. Wiem jedynie, że mija wiele lat zanim stajemy się dojrzali w Tangu.

I to jest dla Was duże wyzwanie, a ja mogę tylko życzyć powodzenia.

OBJĘCIE

W Tangu jest tylko jeden rodzaj objęcia.

Kiedy Latynos mówi "Abrazo" ma na myśli właśnie "takie" objęcie - jedyne w swoim rodzaju.

Spotykam się czasem z określeniem "Tango Salon", jako tańca realizowanego w "dalekim lub otwartym trzymaniu". To nieporozumienie: jest tylko jeden sposób objęcia. W stylu Salon przechodzi ono płynnie w dalsze lub bliższe, w zależności od tego ile przestrzeni potrzebuje para do interpretacji muzyki.

Tango narodziło się jako taniec par, który stwarzał jedyną w swoim rodzaju okazję do bliskości, zakazanej wtedy obyczajowymi konwenansami. Podczas moich zajęć często powtarzam uczniom, że powinni obejmować się jak zakochani podczas pierwszych spotkań.

Jednak nawet w ciągu miesiąca miodowego kochankowie nie są bezustannie fizycznie - razem, co nie znaczy, że nie są "połączeni".

Ich "objęcie" w znaczeniu latynoskim to więź emocjonalna, obecna nawet wtedy, gdy jedzą wspólny posiłek lub spacerują.

" Abrazo" jest więc czymś więcej, niż tylko kontaktem fizycznym.

Czasem obserwujemy tańczących, sprawiających wrażenie, że bardziej cierpią niż czerpią radość z pełnego objęcia partnera. Tymczasem to powinna być rozkosz - nie obowiązek.

Oczywiście od wszystkich zasad są wyjątki i mają one zastosowanie także w Tangu, które jest przecież jedną z form naszej towarzyskiej aktywności.

Jeżeli jednak tańczymy z kimś, kto nie do końca nam odpowiada, powinniśmy czuć i wiedzieć, że nie jest to nic więcej ponad "przemieszczanie się w rytm muzyki".

Bez prawdziwego "Abrazo" Tango nie istnieje.

A jeśli uważasz, że nie jesteś gotowa czy gotowy do takiego specyficznego kontaktu, zawsze możesz wybrać szachy...

Autor artykułu oraz Irek

PODZIAŁ NA POZIOMY?

"Pionowy wyraz poziomych pragnień", "Dwie głowy, cztery nogi, jedno ciało", "Smutna myśl, uczucie, które można wytańczyć", ... Wiele wysiłku włożono, aby zdefiniować Tango.

Każde to określenie z osobna i wszystkie razem są trafne...w pewnym sensie.

Jak już wspominałem, ludzie z północnej półkuli - czy tego chcą, czy nie - swoje pojęcie o tańcu opierają na mocno zakorzenionej w tej części świata, tradycji tańców towarzyskich.

W Tangu nigdy nie stosowano żadnego podziału na "poziomy" (początkujący, średnio-zaawansowany itp.). Dla Latynosa taki podział był bezzasadny, ponieważ w Tangu wyraźnie widać JAK kto tańczy.

Dla Europejczyka, Amerykanina ważne jest również CO tańczy, i na jakim jest "poziomie".

Tango nie jest tańcem rywalizacji i nie można dla niego stosować zasad wartościowania rodem z tańców standardowych. Lew i zebra (jakkolwiek są to zwierzęta żyjące w dżungli) różnią się przecież zasadniczo.

Nie sposób używać tych samych kryteriów dla tak różnych form tańca. Oczywiście doskonalimy się w Tangu, ale to nie powinno być tak sztywno traktowane, jak przechodzenie do kolejnych etapów czy klas.

Najtrudniejszą rzeczą w zrozumieniu tego trudnego tańca, są jego podstawy.

To właśnie jakość opanowania podstaw określa nasz "poziom". Nie jest ważne "CO", ważne "JAK".

Jeśli natomiast miałbym zdefiniować Tango tylko jednym słowem, byłaby to ELEGANCJA.

Bez niej trudno sobie w ogóle Tango wyobrazić.

Zastanawiam się także, dlaczego uczniowie biorący udział w różnych warsztatach, mając do wyboru 3 poziomy, najczęściej decydują się na "zaawansowany". To oczywisty błąd.

Prawdopodobnie najlepszą rada dla wielu - nawet długoletnich tancerzy - jest powrót do podstawowych ćwiczeń.

Pamiętajcie, że różnica między Tiger Woodsem a innymi graczami w golfa, polega na jego genialnej i całkowicie wyjątkowej precyzji.

OZDOBNIKI

Jak wiele innych hiszpańskich słów, również i to ma korzenie wspólne i jednoznaczne dla każdego Latynosa.

"Embellecer, hacer mas bello, dar o prodigar belleza..." - nie jest więc, ani rozsądne ani estetyczne używanie ozdobników, dopóki nie osiągniemy wystarczającego poziomu umiejętności.

Jeżeli mamy braki w opanowaniu podstaw, żaden "ozdobnik" nie zdoła tego ukryć.

Dotyczy to zwłaszcza pań (zarówno tych początkujących jak i "zaawansowanych"), które z uporem - specyficznie i rzecz jasna nieprawidłowo - podczas ocho wykonują dodatkowo frontalne boleo. Jest to bardzo smutny widok.

Tak w Tangu jak w życiu, najlepsza jest czysta prawda bez upiększeń.

Tancerze Tanga (i kochankowie) tańczą dla siebie, nie dla innych tancerzy. Chyba, że jest to pokaz. Na co dzień tańczymy jednak dla siebie i dla partnera.

Ogarnia mnie smutek (Boga pewnie też), kiedy obserwuję całkiem dobrych tancerzy, udających, że tańczą dla siebie. W rzeczywistości cały czas myślą wyłącznie o swojej dobrej prezencji. Co gorsze z czasem przechodzi to w nawyk, a wtedy jesteśmy coraz bliżej Hollywood.

Jeden z najpoważniejszych problemów to fakt, że takie zachowanie staje się modelem dla nowych tancerzy. Porządek tańca na Milondze jest wtedy w oczywisty sposób zakłócony. Staramy się przecież zawsze poruszać po parkiecie jednakowo płynnie, w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

Gdy mówię o tym, wielu z moich przyjaciół-tancerzy tłumaczy: "taki jest nasz styl".

Nie. Jest to raczej brak stylu. I brak wiedzy. To niewybaczalne.

Jeśli wiesz, że nie jesteś jeszcze dostatecznie dobrym tancerzem (ale masz szansę nim być w przyszłości) wszystko jest ok. Niestety wiele osób tańczy źle, będąc przy tym szczerze przekonanymi, że są już wystarczająco dobrzy.

Ignorancja jest jednym z najcięższych grzechów. Jest na nią tylko jedno lekarstwo:

powrót do podstaw.

KORZENIE TANGA

Istnieje wiele wątpliwości związanych z powstaniem Tanga i jego filozofią.

Pisałem już, że narodziło się ono jako taniec par - ludzi, którzy dopiero się spotkali, związanych emocjonalnie, czujących podobnie i pragnących to uczucie (miłość) dzielić.

Wątpliwości mogą pojawiać się nie tylko w kwestii skali i intensywności tych przeżyć ("szalejemy ze szczęścia" lub "pogrążamy się w rozpaczy"), ale także w sposobie ich wyrażania. Nie jest trudno przesadzić, i tak np. PASJA łatwo może przerodzić się w niebezpieczną kombinację skojarzeń:

PASJA = CZERWONE i CZARNE = DRAMATYZM = CZERWONA RÓŻA W MOICH ZĘBACH = HOLLYWOOD

Siłą rzeczy, tracimy wtedy z oczu moment, w którym zaczęliśmy pojmować sprawy w taki właśnie sposób.

Tango jest tragiczne, ponieważ tragiczne jest życie.

Tango nie jest dramatyczne.

Dramatyczne jest tylko tango Hollywoodzkie. Ale to nie jest nasze Tango.

Złoty Wiek czasów Peryklesa ukazał w całej okazałości dwie twarze greckiego teatru: Dramat i Komedię. To Teatr był miejscem gdzie Aktorzy zajmowali się grą i przedstawianiem. Zachodzi tutaj bardzo istotna analogia; możemy oczywiście grać i przedstawiać Tango. Powinno to się jednak odbywać w teatrze lub na scenie.

Nie na parkiecie Milongi.

Podczas Halloween ludzie zakładają różne kostiumy. Kiedy obserwujemy ich wybory czujemy się czasem jak osoby "czytające między wierszami: anemiczni faceci przebierają się za atletycznych sportowców, a prości ludzie za arystokratów".

W ten sposób próbujemy, chociaż na krótką chwilę urzeczywistnić swoje marzenia.

Czy podobnie nie dzieje się w Tangu? Czy większość z nas nie marzy, żeby stać się na moment najlepszym tancerzem na Milondze?

Nieszczęśliwie (szczęśliwie?) się składa, że jesteśmy "tylko" sobą, a ponieważ nie jest to tylko indywidualny problem i dotyka całej "tangowej" społeczności, trzeba o tym mówić tak często, jak tylko to możliwe.

Nie ma znaczenia, jakie intencje (dobre czy złe) mają osoby powielające takie wzorce. Ich przykład jest zawsze jednakowo złym przykładem.

Pamiętajmy, że tańcząc Tango dzielimy z partnerem nasze najbardziej intymne, najsilniejsze uczucia. Czy do tego jest nam rzeczywiście potrzebna publiczność?

CO Z DOŚWIADCZENIEM?

Wśród tańczących Tango jest wiele obiegowych, budzących pewne wątpliwości określeń. Jednym z nich jest "doświadczenie".

Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak bardzo lubię używać porównań:

jeżeli chcecie być dobrymi pływakami powinniście wybrać dobrego nauczyciela i uczyć się od niego tygodnie, lata lub całe życie. Wszystko zależy od tego, jaki cel przed sobą stawiacie.

Oczywiście musicie też wykonywać (systematycznie) zalecane ćwiczenia. Radość z postępów będzie odczuwalna już po miesiącu.

A następnego lata, być może, wybierzecie się z przyjaciółmi do Acapulco, by tam cieszyć się swoimi umiejętnościami. Po kolejnym roku wzrosną one jeszcze bardziej, a wy wciąż będziecie odczuwać radość, którą daje świadomość, że zdobywamy wiedzę (poprzez regularne zajęcia z nauczycielem) i doświadczenie (przez powtarzanie tych samych ćwiczeń w różnych okolicznościach). W ten sposób dajemy coraz większą przyjemność nie tylko sobie, ale i innym (będąc początkującymi, w sposób niezamierzony przeszkadzaliśmy pozostałym).

Jeżeli wciąż utrzymujesz kierunek rozwoju, to z pewnością po pewnym czasie osiągniesz "pływaczy raj". Jednocześnie ułatwisz w ten sposób przeżywanie podobnych doznań całej społeczności: wszyscy będą mieli szansę być szczęśliwi.

Jeżeli jednak uczysz się nieregularnie, przerywasz naukę, potem znów do niej powracasz (nie ważne z jak ważnych względów) sprawy potoczą się zupełnie inaczej.

Po pewnym czasie okaże się, że pływasz "już" 4 lata, ale czy ... rzeczywiście?

A jeśli dodatkowo ( bywając w Acapulco nawet dwa razy w roku) chcesz jeszcze nurkować, podoba ci się windsurfing i pociąga łowienie błękitnych merlinów?

Czy możesz szczerze powiedzieć, że systematycznie i z oddaniem rozwijasz swoje doświadczenia jako pływak?

W Tangu jest dokładnie tak samo. Bo dlaczego miałoby być inaczej?

Co więcej: w Tangu nasza niekonsekwencja przynosi znacznie więcej szkód. Żeby tańczyć trzeba przecież dwojga, a tańczący z nami partnerzy mają prawo oczekiwać, że będziemy rozwijać się w podobnym tempie.

Powinniśmy być ostrożni określając kogoś mianem "doświadczonego" tancerza.

Ktoś tańczący 10 lat, ale według złych wskazówek i przyzwyczajeń, nie może być lepszym tancerzem niż osoba, która zaczęła naukę później, ale konsekwentnie i u właściwego nauczyciela.

Jeżeli hodujesz bydło, musisz doić swoje krowy każdego dnia. One nie rozumieją, że właśnie nadchodzą święta, długi weekend, albo że dach przecieka.

Po prostu muszą być wydojone. Codziennie.

Jest takie powiedzenie, że po każdej godzinie zajęć z nauczycielem, powinno się poświęcić 3 godziny na przećwiczenie tego samego w domu. A ja muszę dodać, że w Tangu to nie wystarczy. W domu zwykle ćwiczymy sami, powinniśmy więc, wykonać wszystko jeszcze raz z partnerami na zajęciach praktycznych.

Jestem całkowicie przekonany, że ktoś, kto stosowałby taką metodę tylko przez 3 miesiące, stanie się najbardziej "doświadczonym" tancerzem w całej okolicy.

Czy nie wydaje się wam, że ciężka praca (a może po prostu "praca") znaczy więcej niż "doświadczenie"? Ja jestem o tym przekonany. I bardzo proszę, żeby każdy potraktował te słowa bardzo osobiście.

Pytanie, które konsekwentnie powinno się teraz pojawić, brzmi:

... JAK MAM ROZWIJAĆ SIĘ W TANGU?

Właściwie znacie już odpowiedź. Oczywiście musicie pracować. Jak?...Więcej!

Po zajęciach należy zawsze samemu przećwiczyć całą lekcję i wszystkie podstawowe elementy nauki (ochos przy ścianie, giros wokół krzesła). Ważne jest ćwiczenie każdego dnia przez około 5-7 minut.

Czy to rzeczywiście tak wiele? Weźmy pod uwagę, ile czasu spędzamy na oglądaniu telewizji, spaniu, jedzeniu, pracy czy prowadzeniu samochodu. Przecież w rozmowach ze mną wielokrotnie powtarzacie, że kochacie Tango. Czy nie jest to wystarczający powód?

1-2 razy w tygodniu powinniście chodzić na zajęcia praktyczne i powtarzać na niej wielokrotnie to wszystko, czego się do tej pory nauczyliście. To wydaje się takie proste i oczywiste.

Dużą przyjemnością jest branie udziału w zajęciach weekendowych: szczególnie w jakimś miłym miejscu, z dala od miasta, z nieznanym dotąd nauczycielem.

Jest wtedy okazja do indywidualnych lekcji, obejrzenia pokazu, poznania nowych ludzi. Zaczynamy wtedy zauważać "światełko w tunelu".

Kiedy chodzicie na Milongi każdego miesiąca, tygodnia, lub codziennie, możecie mieć z tego wiele przyjemności, ale... tak naprawdę nie rozwijacie się jako tancerze.

Będziecie tańczyć pewniej, w sposób bardziej zrelaksowany...i to wszystko. Będziecie też wtedy z pewnością wiele mówić o Tangu, ale to nie będzie miało nic wspólnego z waszym rozwojem.

Wasiliew, Nuriejew, Barysznikow, Niżyński, Placido Domingo, Ralph Schumacher, Tiger Woods, Beethoven, Mozart, Chopin, Fred Astaire - żaden z nich nie występował codziennie.

Ale każdy codziennie ćwiczył.

Nie wiem, czemu w Tangu ludzie oczekują na cud. Gdy zaczynają rozumieć, że nie osiągają swojego celu, wolą raczej zmienić nauczyciela niż siebie. A przecież problem nie leży gdzieś na zewnątrz. To wyłącznie sprawa nastawienia i motywacji.

Musicie być pewni czego chcecie i czego potrzebujecie. Często motywacją jest znalezienie swojej drugiej połowy - to całkiem w porządku. Jeśli zainspirował was do nauki Tanga jakiś film to także ok.

Jedyne co nie jest fair, to mówienie, że robicie coś z miłości do Tanga, podczas gdy macie zupełnie inne motywacje. Co gorsza, czasem nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy.

Tak czy owak nie jesteście wtedy ze sobą szczerzy. Wierzycie, że kochacie Tango, a w rzeczywistości szukacie tylko rozwiązania swoich problemów.

Dobry tancerz ćwiczy, aż zatańczy wszystko dobrze

Wielki tancerz ćwiczy tak, żeby już nigdy nie zatańczyć źle.

CO Z MUZYKĄ?

Istnieje tylko "dobra" muzyka. Jeżeli nie jest dobra, jest tylko hałasem.

Oczywiście często zdarza się tak, że te utwory, które niekoniecznie oceniacie jako "dobre", bardzo podobają się komuś innemu.

Bywa i tak, że bez względu na nasze preferencje muzyczne musimy przyznać, że Mozart, Piazzolla, Gershwin, Ravel, Beethoven, Ray Charles byli wspaniałymi kompozytorami.

Rozwijając moją myśl: możemy oczywiście zatańczyć nasze Tango do ich muzyki.

Ale czy powinniśmy? Z mniej więcej tych samych powodów nie tańczycie w Polsce do piosenek Ewy Demarczyk.

Może takie porównanie wyda wam się ekstremalne, ale Teksańczyk nie powinien tańczyć do Aidy, używając tangowych kroków. Nawet jeżeli potrafi.

W taki sposób nie wyraża się szacunku dla kultury Tango.

Zauważcie, że jest ponad 1800 różnych wersji samej tylko "La Cumparsity" (a przecież to zaledwie jeden tangowy przebój).

La Morocha, El Choclo, El Ingeniero, El Enterriano, Nostalgia, Remembranzas - mają pewnie nie mniej interpretacji granych przez rozmaite orkiestry, takie jak:

Pugliese, Tanturi, Troilo, Di Sarli, D’’ Arienzo, Lomuto, De Angelis, D’ Agostino, Cassone, Calo, Demare, Biaggi, Tipica Victor, Rodriguez, Canaro, Mafia, Mores, Arenas, Laurenz, F. Donato, E. Donato, De Caro, Rotundo, Fresedo, Firpo, Los Virtuosos, Baso, Gobi, Ravela, Ortiz, Qinteto Pirincho, Montes - Arias, Petrucelli, Puglisi, Rodio, Maderna, Pollero, Balcare etc.

Mam nadzieję, że zauważyliście: nie wymieniłem najsłynniejszego na świecie śpiewaka Tango, Carlosa Gardela, ani równie znanego Astora Piazzolli. Ani też Horacio Salgana, który prawdopodobnie był jednym z najbardziej utalentowanych pianistów w całej historii.

Mimo że ta Trójka jest dla nas i dla wielu melomanów - nie tylko dla tangueros -najważniejsza.

Powód jest oczywisty: ich muzyka nie jest przeznaczona do tańca, a każdy z wymienionych muzyków wielokrotnie powtarzał: "nie gram (nie śpiewam) dla tancerzy".

Dlaczego więc, do licha, tak wielu ludzi chce tańczyć do Gardela, Piazzolli i Salgana?

Czy pomijając wszystko inne, nie powinniśmy respektować ich genialnego muzycznego wyczucia i wiedzy? Czy nie powinniśmy tego przedkładać ponad własne poglądy na muzykę?

Jak powinien się wyrażać nasz stosunek do geniuszu muzycznego? Czy nie okazujemy najwyższej z możliwych arogancji, twierdząc, że nasze opinie są ważniejsze niż opinie tamtej Wielkiej Trójki?

Jeśli wybierzemy około 35 orkiestr z lat 30., 40., 50. lub 60. (plus te, które powstały nie tak dawno), zauważymy, że każda interpretacja utworu pojawiała się zarówno w wersji instrumentalnej, jak i wokalnej. Czasem nawet w wielu wersjach różnych wokalistów.

Dodatkowo, niektóre orkiestry nagrywały kolejne interpretacje w różnych okresach

(np D’’Arienzo - pod koniec lat 30., 40. i 60.).

Jeśli pomnożymy wspomniane 35 orkiestr x 100 (co stanowi minimum rzeczywistej ilości nagrań) łącznie z tym, co sam tylko D’’Arienzo stworzył między latami 30. a 60., otrzymamy nie mniej niż 10 000 różnych utworów. Każdy z nich trwa około trzech minut, co daje nam łącznie 30 000.

Biorąc pod uwagę przerwy między nagraniami, czas na zmianę płyt itp., łatwo policzyć, że jeśli starczy nam cierpliwości, można słuchać muzyki Tango nieprzerwanie przez wiele, wiele dni.

Jeżeli jesteśmy na Milondze przez około 2-3 godziny, możemy posłuchać około 50 utworów. Dwie Milongi w tygodniu dają ich 100. W miesiącu - 400. W ciągu roku - 4 800.

Okazuje się, że potrzebujemy 2 lat regularnego tańczenia 2 razy w tygodniu, żeby usłyszeć ponownie ten sam utwór, nagrany przez tą samą orkiestrę w tym samym okresie czasu!

Tango przetrwało 150 lat. Bez wątpienia zawdzięczamy to głównie temu, że jest ono wciąż bardzo blisko swoich korzeni. A przecież dzieje się tak wyłącznie dzięki ludziom, którzy to szanują i respektują.

Schopenhauer napisał, że "Moda wytwarza piękne rzeczy, które stają się brzydkie w miarę upływu czasu".

Jest to jednocześnie bardzo trafna odpowiedź na pytanie, dlaczego różne mody przemijają tak szybko.

Odkąd Tango reprezentują osoby nastawione wyłącznie na działania komercyjne, rozmaite nowości będą się pojawiać i dobrze sprzedawać.

Jednak wcześniej czy później ludzie opowiadają się za tym, co rzeczywiście wartościowe. Trzeba tylko zrobić ostateczny rachunek. Wtedy okazuje się, że zaledwie po paru latach, większość osób nie pamięta już kim był Caceres. Z drugiej strony, nigdy nie zapominają o Di Sarlim czy Troilo. I oczywiście o wszystkich pozostałych, wspomnianych wyżej 35 orkiestrach. Wielkich twórcach i reprezentantach korzeni naszego Tanga.

DLACZEGO TANDY I DLACZEGO CORTINY?

Tak, jak większość z Was, mam własne preferencje dotyczące muzyki.

Przy pewnych orkiestrach tańczy mi się łatwiej niż przy pozostałych.

Ponadto z wybranymi partnerkami dużo łatwiej poruszać się w określonym rytmie.

I tak na przykład "późny" D’’Arienzo (z lat 30.) jest szybki i - w moim odczuciu - nerwowy. Jeśli mam taką możliwość, proszę wtedy do tańca kobietę, o której wiem, że będziemy czuć się komfortowo w takim sposobie tańca, który wybiorę do tych kilku utworów.

Jeśli znienacka, już po jednym utworze, nastąpi zmiana na Pugliese, oczywiście nie poczuję się z tą samą partnerką równie pewnie. I nie ma tu żadnego znaczenia fakt, że jest to jedna z moich ulubionych orkiestr.

Wybierając się do opery, pragniemy wiedzieć, jaki będzie program - z Milongą jest zupełnie podobnie.

Tango, począwszy od jego korzeni, tworzyło się i rozwijało jako taniec publiczny, towarzyski. Miał on sprawiać ludziom przyjemność, a jego fundamentalne zasady znacznie ułatwiały funkcjonowanie całej tańczącej społeczności. Jedną z takich użytecznych zasad było układanie utworów w tandy - zestawy utworów o podobnym rytmie, charakterze, najczęściej tej samej orkiestry.

Wiedząc, jaka będzie kolejna tanda możemy spokojnie zdecydować czy chcemy tańczyć, odpoczywać, iść na drinka, czy też dokonać zmiany partnerki lub partnera (każdy, bez względu na płeć, może podziękować i przestać tańczyć po ostatnim utworze).

Jeśli rodzaj muzyki nam nie odpowiada, mamy możliwość zajęcia się czymś innym i już sama tego świadomość daje nam dużą przyjemność z przebywania na Milondze.

Podobną funkcję pełnią cortiny - przerwy między tandami. Są one bardzo czytelne dla tancerzy, oznajmiają bowiem, że właśnie skończył się zestaw utworów o podobnym rytmie i dynamice. Na tradycyjnych argentyńskich milongach system tand i cortin jest bardzo precyzyjnie przestrzegany. Jest logiczny, znacznie ułatwia organizowanie czasu, zarówno na taniec jak i na odpoczynek.

ZACHOWANIE NA MILONDZE

W zasadzie nie różni się ono od sposobu, w jaki zachowujemy się poza milongą.

Ujmując sprawy nawet z najbardziej indywidualnego punktu widzenia, nasza grupowa solidarność zawsze powinna być najważniejsza.

Reagujemy podobnie, dlatego ból jest odczuwany jednakowo nieprzyjemnie przez jasno- i ciemnowłosych, wysokich i niskich, młodych i starych, Europejczyków i Azjatów, grubych i chudych, wyjątkowych i pospolitych.

Przychodzimy na milongę żeby tańczyć. Chcemy też, żeby odbywało się to w możliwie komfortowych warunkach i dawało nam dużo satysfakcji i przyjemności.

Jest to możliwe - pod warunkiem, że nie frustruje nas zmaganie się z własnym ciałem, nie onieśmielają częste zmiany partnerów, nie ogranicza trudność poruszania się wśród innych par.

Żeby czuć się na parkiecie naprawdę dobrze, musimy ciągle poprawiać swoje umiejętności. Jednak przede wszystkim powinniśmy koncentrować się na tym, jak wykonywać jeszcze lepiej to, czego się już nauczyliśmy. Pamiętajmy też, że dbałość o odczuwanie własnej przyjemności to nie wszystko.

Nie zapominajmy o dawaniu przyjemności naszym partnerkom i partnerom, bo przecież:

powinniśmy być wszyscy jednakowo solidarni w odniesieniu do całej naszej społeczności.

A im mniejsza jest taka społeczność, tym więcej się wymaga od każdego jej członka.

Zarówno na zajęciach praktycznych jak i na milongach, zazwyczaj przeważają kobiety. Proporcja rozkłada się mniej więcej jak 2:1.

Każdy mężczyzna powinien więc teoretycznie poprosić 2 - 4 tancerki w ciągu jednego wieczoru.

Od kobiet zaś, oczekuje się okazywania sympatii i szacunku wszystkim mężczyznom, bez względu na to, jakie są ich umiejętności taneczne. Wbrew pozorom dla wielu osób nie jest to wcale takie oczywiste.

Istnieje co najmniej kilka powodów, dla których panowie nie powinni być proszeni przez panie. Gdyby takie zachowanie było powszechne, żaden mężczyzna nie miałby szansy odpocząć, nawet przez moment.

Zgodnie z wzorcami dobrych obyczajów przyjmujemy, że mężczyzna nie powinien odmawiać, więc odmowa stawia go (ze zrozumiałych względów) w bardzo kłopotliwej sytuacji.

Pamiętajmy też, że podobne zachowanie nie przyjęło się jako reguła, w żadnym innym tańcu.

Solidarni powinniśmy być również jako para.

Pary stanowią podmiot i esencję Tanga. Powstało ono i wyraża się najlepiej poprzez specyficzną więź, objęcie, wspólne przeżywanie muzyki przez bliskich sobie partnerów. Wszystko to wydaje się jasne i proste, ale i tutaj mogą pojawić się wątpliwości.

Bez wątpienia, także pary powinny zdawać sobie sprawę jak wielki jest ich udział w budowaniu poczucia solidarności w grupie.

W związku z tym, mężczyźni powinni tańczyć z rozsądną ilością partnerek, starać się traktować to, jako swego rodzaju zobowiązanie wobec środowiska.

Od kobiet natomiast (i to bez różnicy czy tańczyły, czy też nie zostały tym razem poproszone) wymagane jest, aby okazywały swoją akceptację i szacunek wobec takiej "altruistycznej" postawy panów. Oczywiście nie ma sposobu na egzekwowanie powyższych zasad. Jest to kwestia kultury, dobrego wychowania i wyczucia.

Kiedy przyjmiemy takie, a nie inne kryteria, będzie oczywiste, że mężczyźnie, który przyszedł na milongę z własną partnerką, wypada częściej prosić te panie, które nie mają "pary".

Rzecz jasna dajemy też wtedy szansę naszej stałej partnerce na tango z innymi tancerzami.

Przychodząc na przyjęcie, dzielimy się przyniesionym winem.

Podobnie, kobiety pojawiające się na milongach regularnie, ale bez partnera, powinny raz na jakiś czas zadbać o taką "butelkę wina" dla pozostałych pań. Przyprowadzony przez nie mężczyzna - bez względu na jego lepsze czy gorsze umiejętności taneczne - będzie dowodem na to, że nie myślimy wyłącznie o sobie i zależy nam na dobrym samopoczuciu innych.

Jak widzicie, każda z opisanych sytuacji stwarza okazje do umacniania i rozwijania poczucia solidarności w całej grupie. W efekcie jest to tak samo korzystne dla wszystkich razem, jak i każdego z osobna. Powinniście być tolerancyjni i solidarni.

Niestety, obie te wartości bardzo rzadko są obecne w relacjach między ludźmi żyjącymi w dzisiejszych czasach.

BUTY DO TAŃCA

Co jest wyjątkowego w parze butów do tańca, czym różnią się od innych par naszych butów?

W Argentynie temperatura prawie nigdy nie spada poniżej zera (w zimie). W lecie osiąga około 36 st. C. Powietrze jest wilgotne, ale rzadko pada deszcz (śnieg nigdy).

Buenos Aires bardziej przypomina Toronto, Nowy Jork lub Paryż niż Yellowknife albo Campbell River.

Wygląda więc na to, że nauka, interesy, rząd, armia - wszystko to funkcjonuje podobnie jak w innych, dużych miastach.

W BsAs znajdują się ambasady i siedziby głów kościołów różnych wyznań. Ludzie ubierają się więc stosownie do miejsca i okazji, wywierając nacisk na innych, żeby postępowali w podobny sposób.

Prawdziwy tanguero pójdzie na milongę starannie ubrany. Wkłada garnitur (lub coś równie odpowiedniego), koszulę z krawatem, skórzane buty.

W tych samych butach udaje się jednak także do kościoła, na ślub lub do teatru. Nie pomyśli, aby założyć wtedy jakąś inną, "specjalną" parę.

Pamiętajmy, że jesteśmy w Argentynie, nie w Hollywood lub programie telewizyjnym.

Jeżeli nie jesteś przekonany, że twoje buty nadają się na przyjęcie ślubne, galę w Metropolita Opera, albo audiencję u papieża - nie nadają się one również do tańczenia Tanga.

Nie muszą być inne. Mają być eleganckie.

Wspominając ponownie o elegancji trzeba dodać słowo o mowie ubioru.

Czy tanguero może wyglądać porządnie w rozciągniętym podkoszulku?

A taniec w kapeluszu? Czy nie jest grzecznie zdjąć nakrycie głowy, gdy wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia? Dlaczego złe nawyki mielibyśmy stosować w tańcu?

Znów muszę zauważyć, że ludzie oglądają za dużo filmów. W tradycyjnych salonach Buenos Aires nigdy nie zobaczycie tanguero tańczącego w kapeluszu.

Takie Tango zobaczycie tylko w hollywoodzkich produkcjach. I oczywiście podczas karnawału.

NAUCZYCIELE

Kiedy pień drzewa jest już całkowicie skrzywiony oznacza to ni mniej ni więcej, że nie został podparty dostatecznie wcześnie.

Co możemy zrobić? Nic. Można tylko żałować, że tak się stało.

Podobnie jest z ludźmi. Najlepszym pokarmem dla każdego dziecka jest mleko matki. Jak dotąd, ani utytułowani naukowcy, ani znani dietetycy, nie wymyśli niczego lepszego.

To, czym jesteśmy karmieni w pierwszym okresie życia, stanowi fundament naszego rozwoju, determinuje całą naszą przyszłość

Bardzo ważnym aspektem naszej ludzkiej egzystencji jest i potrzeba i powinność, pozostawienia po sobie czegoś wartościowego. Znane powiedzenie mówi, że zanim zejdziemy z tego świata, każdy z nas powinien posiadać dziecko, zasadzić drzewo i napisać książkę.

Rzecz jasna, istnieje wiele innych sposobów przekazywania człowieczego dziedzictwa; jednym z ważniejszych jest nauczanie.

Na początku wspominałem o tym, jak wielu ludzi z naszej społeczności próbuje "jakoś pomóc". Pomagają na różne sposoby; jedni włączają się w działania organizacyjne, inni biorą udział w pracach porządkowych lub przygotowaniu poczęstunku.

W każdym, bez wyjątku, tanguero ukrywa się:

a) showman

b) nauczyciel

Nie ma sensu zaprzeczać. Ten fenomen obserwujemy na każdej Milondze i w każdym miejscu na świecie.

Kiedy nowi nauczyciele zaczynają realizować swoje powołanie, z reguły biorą się za początkujących. Czy to dobra decyzja? A może błąd?

Jeżeli koniecznie chcesz uczyć, powinieneś traktować to zajęcie jako przywilej przekazywania pewnego dziedzictwa .

Proszę bardzo, zaczynaj. Ale od profesjonalistów, albo doświadczonych tancerzy.

Nie od początkujących, błagam!

Jeżeli nie czujesz się na siłach żeby uczyć zaawansowanych, to nie powinieneś w ogóle tego robić.

W Japonii przygotowywanie sushi jest złożonym ceremoniałem i samodzielnie może go dostąpić tylko taka osoba, która uczyła się tego przez pełne 10 lat. Podobnie szkoleni są specjaliści od parzenia herbaty czy układania kwiatów. Właśnie dlatego, wszystkie te dziedziny sztuki przetrwały w niezmienionym kształcie przez tysiące lat.

"Każdy kiedyś zaczynał", "Ktoś musi uczyć", "Kocham tango", "Muszę z czegoś żyć", "Chcę pomóc" - to wszystko nie są wystarczające powody.

Musisz najpierw odpowiedzieć na pytanie, komu właściwie chcesz pomóc. Innym, czy tylko sobie?

TANGO - ZBIOROWOŚĆ

Powinniśmy rozwijać się w Tangu jako cała zintegrowana społeczność, bo od początków istnienia był to taniec określonej ludzkiej zbiorowości.

Nie miał cech indywidualizmu, który zdecydowanie jest atrybutem współczesności i łatwym celem postmodernistycznego merkantylizmu.

Tak więc nie sposób nadać indywidualizmowi podmiotowego znaczenia w Tangu, które zrodziło się przecież już w modernizmie (epoce wcześniejszej).

W tym przypadku, należy traktować indywidualizm, jako sofizmat. Do takiego wniosku dojdziemy nieuchronnie, jeżeli powtórzymy, że indywidualizm jest charakterystyczny dla postmodernizmu i jednocześnie zgodzimy się z powiedzeniem, że do Tanga trzeba dwojga.

W Tangu nieustannie obecny jest raczej "duch gromady", i to on nadaje naszym działaniom właściwe, nadrzędne znaczenia.

Ludzka energia nabiera siły i wartości we wspólnocie i dlatego, od najdawniejszych czasów, poszukiwaliśmy odpowiedniej struktury dla wyrażenia potrzeby (konieczności) życia w zbiorowości. W ten sposób powstawały osady, wioski, miasta, a w końcu całe cywilizacje.

Później, na gruncie rozwoju ukształtowanych już społeczności, zaczęły się pojawiać mniejsze, bardzo specyficzne gromady (dzisiejsi harcerze, związki rybaków, kluby fanów Elvisa Presleya ).

Należy też pamiętać, że matką wszystkich zbiorowości zawsze pozostaje rodzina.

Byłoby idealnie gdybyśmy wszyscy, w taki właśnie sposób, traktowali nasze Tango.

Niestety współczesna zdolność do myślenia, odczuwania w kategoriach "rodziny", "wspólnoty" jest bardzo ograniczona.

Nieprzypadkowo pierwsze określenie, jakie przychodzi nam do głowy po wypowiedzeniu słowa "rodzina" to... miłość. Czy w związku z tym miłość nie powinna być charakterystycznym wyznacznikiem więzi łączących całą "tangową rodzinę"?

Niestety tak się nie dzieje. Z uwagi na wyżej wspomniany, pieprzony indywidualizm.

Często powtarza się, że miłość to dawanie.

Powinniśmy jeszcze zauważyć, że jest to dawanie bez oczekiwania na cokolwiek w zamian. Gdyby tak było, życie stałoby się idealne, więc przynajmniej powinniśmy próbować dawać innym to, co sami chcielibyśmy otrzymywać. Tylko tyle i aż tyle.

Muzyka, doświadczenie, wiedza - tym zawsze możemy się dzielić. Bądźmy zawsze gotowi do dawania. Ale uwaga: na przyjmowanie tez trzeba się przygotować.

Uwielbiam powiedzenie: "Można przyprowadzić konia do rzeki, ale...".

Kochający Was

Miguel Angel Pla

fot.Kasia

Na zdjęciu: Irek Michalewicz, Miguel Angel Pla

Od Tłumacza:

Autor poniższego tekstu od lat odwiedza Polskę. Jest rodowitym Argentyńczykiem, znakomitym tancerzem i nauczycielem. Dzięki wielkiej ciekawości świata i zmysłowi obserwacji, Miguel Angel Pla z łatwością dociera do istoty różnic kulturowych, dzielących ludzi tańczących Tango na odległych sobie kontynentach. Mija czas, a jego obserwacje - dla nas europejczyków często zaskakujące - zapadają w pamięć i pozostają aktualne.

Tekst powstał w języku hiszpańskim, a następnie przetłumaczono go na angielski. Polskie tłumaczenie zawiera wiele zmian, uproszczeń oraz rozwinięć i tym samym znacznie odbiega od przekładu angielskiego.

Tłumacz często dokonywał świadomego wyboru między dbałością o dosłowność, a zachowaniem stylu Maestro i charakterystycznego dla niego sposobu widzenia spraw. Podsumowanie zdecydowanie wypada na korzyść tego drugiego.

Wszystkie zmiany zostały konsultowane i zaakceptowane przez autora.